mbar |
Wysłany: Pią 5:26, 18 Lis 2005 Temat postu: Nowe Bugatti |
|
Król mijającej epoki
Rozwija prędkość do 400 km/h, ale nie ma w nim miejsca na bagaż. Kosztuje milion euro. Bugatti Veyron może być ostatnim przykładem ideału mijającej ery samochodowej.
The Indipendent/ 2005-11-17 10:35
Jestem u stóp Mont Blanc, a raczej Monte Bianco, bo to Włochy. Zaraz zjadę z autostrady i znajdę się na przełęczy świętego Bernarda. O, jest policjant. Przejeżdżam obok niego w żółwim tempie. A on patrzy na Bugatti Veyron, najszybszy, najmocniejszy i najdroższy samochód na świecie. I na mnie w środku. Oglądam się za siebie. Nie podnosi ręki, żeby mnie zatrzymać. Jego koledzy nie są dziś szczególnie czujni. Kilka minut wcześniej jechałem przeciwległym pasem z prędkością 290 km na godzinę. Maksymalną dopuszczalną tu szybkość przekroczyłem o 230 proc.
Bezmyślność? Wariactwo? W tym samochodzie wygląda to inaczej. Bugatti Veyron wyciąga 400 na godzinę, a 290 to dla niego tyle co nic.
A było to tak. Jasny, przejrzysty poranek. Ruch niewielki. Spojrzałem przed siebie. Żadnego samochodu w zasięgu wzroku. Opuściłem prawą stopę. Potężny silnik wziął oddech, rozległ się świst turbosprężarki. Ten odgłos przypominał otwieranie dźwiękoszczelnej bramy gigantycznej fabryki. Automat przerzucił biegi. Wszystko to trwało może pół sekundy, po czym auto naprężyło muskuły i… Start odrzutowca? Nawet nie będę próbował opisać tego uczucia. Przyspieszenie wciskało w fotel, nawet przy 160 kilometrach na godzinę. A później było 190, 220, 250, 290.
Z przodu dwa niewielkie fiaty: nie chciałem wyprzedzać ich w takim pędzie. Zerknąłem na prędkościomierz (dziwnie mały i nieczytelny) i nacisnąłem na hamulce. Szczęki z włókna węglowego zacisnęły się, uniósł się tylny spojler i prędkość nagle znikła. Zacisnąłem dłonie na kierownicy, poczułem, że pas bezpieczeństwa wpija mi się w pierś, nacisnąłem jeszcze raz hamulec i znów jechałem z dozwoloną prędkością. To było najbardziej pamiętne 15 sekund w historii moich kontaktów z samochodami.
W Niemczech taka prędkość jest dopuszczalna i ludzie rozwijają ją w mercedesach i BMW. Ale do tego potrzeba im czasu i sporego dystansu. Nieczęsto jest po temu okazja. W Bugatti Veyron można to zrobić w mgnieniu oka, w dodatku przy asekuracji opon i hamulców, które zaprojektowano z myślą o prędkości 400 kilometrów na godzinę. I choć Bugatti nie ma dużo większego przyspieszenia od 0 do 200 km/h od takich superaut, jak Porsche Carrera GT czy Ferrari Enzo, na kolejnej setce bije je na głowę, dając dużo większy komfort i pewność jazdy.
Bugatti Veyron ma 1001 koni mechanicznych. Tyle, co trzy Porsche 911 lub 10 Fordów Focus 1,6. Jego silnik, rozpędzający auto do setki w 2,5 sekundy, stawia ogromne wymagania systemowi chłodzenia i hamulcom. To niemal nie do wiary, że udało się zapewnić odpowiednie chłodzenie (samochód ma łącznie 10 chłodnic) i odprowadzać gorące powietrze bez utraty prędkości. Podobnie jest z płynną zmianą biegów, oponami, które nie wybuchają i hamulcami, które się nie topią. Zastosowane rozwiązania nie mają precedensu, nawet w sportach samochodowych.
Silnik ma pojemność 8 litrów, 16 cylindrów i cztery turbosprężarki. Zamiast tradycyjnej skrzyni biegów działa tu system DSG z dwoma sprzęgłami automatycznymi, które po delikatnym dotknięciu manetki przy kierownicy płynnie przerzucają biegi. Rozwiązanie niezwykle skuteczne, zwłaszcza w mieście.
Samochód prowadzi się bardzo dobrze. Kierownica jest delikatna, ale bardzo precyzyjna, a auto doskonale trzyma się każdej nawierzchni. Przykrą konsekwencją mocy Veyrona i zastosowania odpowiednich do niej urządzeń jest waga samochodu, wynosząca blisko dwie tony. Nie przeszkadza ona jednak, gdy Bugatti przemyka zgrabnie po ostrych zakrętach. Problemy pojawiają się na węższych drogach. Auto jest szerokie jak ciężarówka i widoczność na ciasnych zakrętach jest bardzo kiepska. Szerokie słupki przednie wraz z wielkimi, wysoko umieszczonymi lusterkami bocznymi przesłaniają spore fragmenty pola widzenia. Nieprzyjemnie.
Ale nie jest to typowa wyścigówka, bo Veyronem można pojechać nawet do opery. Wnętrze kabiny jest luksusowe. Wszystko to, co w samochodach zwykle jest plastikowe, wykonano tu z przyjemnego w dotyku błyszczącego metalu i skóry. Niestety, aby zmieścić w aucie niezbędne urządzenia, trzeba było ograniczyć bagażnik, do którego da się włożyć jedynie niewielką walizeczkę. Jeśli chcesz wybrać się takim wozem w dłuższą podróż, musisz wysłać przodem kogoś z bagażami. Kupić taki samochód i przekonać się, że nie bardzo daje się z niego korzystać, to musi być paskudne uczucie.
Gdyby była jakaś droga, na której dałoby się utrzymać maksymalną prędkość auta, bak z paliwem opustoszałby w ciągu 15 minut. Czy to jakiś ponury żart? A co powiecie na cenę tego samochodu – milion euro plus VAT?
Pojawienie się Veyrona powinno zahamować pogoń za coraz większą mocą i coraz większą szybkością samochodów. Stoi za nim potęga inżynieryjna Volkswagena, której dziełem są również takie wozy, jak Audi, Lamborghini i Bentley. Jego wyprodukowanie pochłonęło mnóstwo pieniędzy. Próba przebicia Veyrona byłaby samobójstwem finansowym dla każdej mniejszej firmy produkującej superauta. Bugatti Veyron to jednak raczej coś w rodzaju Concorde’a, ostatni przykład starego ideału, a nie początek nowej generacji samochodów. Ale jaki przykład!
(c)onet.pl |
|